WAŻNA INFORMACJA - strona korzysta z plików Cookie
Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania prezentowanej zawartości do potrzeb odwiedzających. Korzystanie z naszego serwisu internetowego bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci Twojego komputera.

Akademia Polskiej siatkówki

  
Dane do logowania
Wcześniej głosowałeś na ten artykuł. Nie ma sensu robić tego po raz drugi. Twój głos nie może zostać zapisany.
Szczęściara

Ankara kojarzyć się będzie Pani bardziej z tryumfem w mistrzostwach Starego Kontynentu w 2003 roku czy z przegranymi eliminacjami olimpijskimi w roku 2012?

Absolutnie z kwalifikacjami olimpijskimi. Naturalnie, jakieś wspomnienia sprzed dziewięciu lat były, ale atmosfera tegorocznej imprezy nie przypominała mistrzostw Starego Kontynentu. Wszystkie drużyny skupione były na walce o Londyn, szczególnie Turczynki.

Z wyłączeniem finału z Turcją w Ankarze polska drużyna nawiązała do złotych czasów polskiej kobiecej siatkówki. Czy to początek powrotu do lat świetności?

Mam taką nadzieję. Przed turniejem niewielu wierzyło, że wyjdziemy z grupy. I wcale się nie dziwię. Ostatnie lata nie były pasmem sukcesów. Może taki kryzys był nam potrzebny, aby się odrodzić. Wyniki w sporcie to trochę sinusoida. Raz nad, a za chwilę pod kreską. W Ankarze pokazałyśmy, że w tej grupie jest potencjał. Jeszcze nie udało się go w pełni „odpalić”, jednak pojawiła się świadomość, że ciężka praca, determinacja i zaufanie pozwalają zwyciężać. Zabrakło tylko tej kropki nad „i”.

Właśnie, czym tłumaczyć finałową porażkę z Turcją?

Zabrakło doświadczenia. Przecież dla tej drużyny był to pierwszy finał jakiegokolwiek turnieju, pierwszy mecz o stawkę. Po drugiej stronie były rywalki mające takie doświadczenie. Szkoda, że tego kapitału zabrakło właśnie w potyczce o igrzyska, ale w tym wypadku nie ma drogi na skróty. Potrzebujemy dwóch, trzech spotkań o stawkę, aby nabrać pewności siebie. Mam nadzieję, że pierwsza okazja, aby takie doświadczenie zdobyć, zdarzy się już w tegorocznym World Grand Prix.

Szczęściara

Czy Alojzy Świderek to typ twardego wodza, czy sympatycznego przyjaciela?

To przede wszystkim fachowiec. W jego pracy widać konsekwencję i dbałość o szczegóły. Jest jednocześnie elastyczny, otwarty na współpracę z zawodniczkami. W ten sposób buduje autorytet. Wobec trenera mogę być otwarta i spokojna, że wysłucha moich sugestii, a nawet je zaakceptuje. Jednocześnie to kulturalny i zrównoważony człowiek, ale też jak trzeba, to potrafi użyć ostrzejszych sformułowań. Mnie z trenerem Świderkiem pracuje się bardzo dobrze.

Ze Złotek z lat 2003 i 2005 w obecnej kadrze pozostała tylko Pani i Mariola Zenik. Czy w związku z tym czuje się Pani liderką zespołu, czuje Pani większą odpowiedzialność?

Fajnie było w tamtych wspomnianych latach, bo byłam najmłodsza w drużynie i zawsze mogłam liczyć na to, że starsze koleżanki coś tam poprawią, jak się pomylę. Teraz jestem najstarszą zawodniczką w zespole i zdaję sobie sprawę z tego, że więcej się ode mnie wymaga. Moja odpowiedzialność jest większa. Głównie staram się jednak robić swoje.

Boiskowym „szaleństwem” to może Pani zaimponować o wiele młodszym koleżankom.

Lubię grać, bo sprawia mi to przyjemność. To wynika z mojego temperamentu, choć czasami chciałabym go nieco okiełznać.

Jaki dystans czasowy jest potrzebny, aby nasza reprezentacja stała się znaczącą siłą w Europie i na świecie?

Mam nadzieję, że ten dystans zaczęłyśmy już skracać w Ankarze. Może coś miłego zdarzy się już teraz w Grand Prix, może za rok w mistrzostwach Europy, dalej w mistrzostwach i Pucharze Świata, a dalej coś bardzo fajnego w igrzyskach w Rio de Janeiro. Jednego jestem jednak pewna. Będzie miło i fajnie, jak będziemy ciężko pracować, tak w kadrze, jak i w klubach. Przyda się też trochę szczęścia, ale sama fortuna nie wystarczy.

Szczęściara

Jest Pani prawdziwym siatkarskim obieżyświatem. Pierwszą polską mistrzynią Chin. Gratulujemy. Sezon w Kraju Środka jest krótki, ale bardzo intensywny.

O tak! Cztery miesiące ciężkiej pracy. Mnóstwo meczów, długie treningi, dalekie podróże. Naprawdę tak ciężko w tak krótkim okresie jeszcze nie pracowałam. Pierwszy trening zaczynał się o godzinie 9.00, a kończył przed 13.00. Potem przerwa obiadowa i drugi trening, trwający około 2,5 godziny. Na koniec indywidualne zajęcia na siłowni – jakieś 1,5 godziny. Czyli dzień treningowy to około 8 godzin. Podczas zajęć nad poszczególnymi elementami pracuje się tak długo, aż osiągnie się perfekcję. Nie ma mowy o odpuszczaniu. Sesje na mecze wyjazdowe to czasami miesiąc nieobecności w domu. Naprawdę niekiedy padałam po powrocie z treningów czy meczów.

Jaki jest poziom chińskiej ligi?

Bardzo wysoki. To liga techniczna. Na początku grałam siłowo, ale po trzech meczach rywalki mnie już rozpisały i musiałam się nauczyć patrzeć na boisko szerzej, szukać wolnych miejsc, obijać ręce rywalek, bronić, po prostu grać taktycznie.

Pracuje Pani z jedną z najbardziej uznanych trenerek na świecie. Jaką trenerką i człowiekiem jest Lang Ping?

Prywatnie bardzo skromna, ciepła, otwarta. Na treningu czy podczas meczu to jednak pełna profesjonalistka i ogromny autorytet. Czasami bywa ostra, ale znakomicie łączy doświadczenia zdobyte w Chinach, Włoszech i Stanach Zjednoczonych. W Chinach to postać niemal pomnikowa. Bardzo dużo dzięki niej się nauczyłam i wiem, że jeszcze wiele się mogę nauczyć, dlatego będę nadal grać w Evergrande.

Pewnie i same Chiny musiały Panią zafascynować, skoro pozostaje Pani na następny sezon w Evergrande?

Faktycznie, to fascynujący kraj. Fantastyczni ludzie. Niezapomniany będzie dla mnie chiński Nowy Rok, choć sześciodniowe świętowanie to jednak trochę za długo. No i jeszcze jedzenie. Początkowo próbowałam jeść to, co wzrokowo było do zaakceptowania, ale po miesiącu i tak mocno straciłam na wadze. Postanowiłam więc, że jednak będę gotować w domu… oczywiście po europejsku. Najważniejszym jednak powodem przedłużenia kontraktu była Lang Ping. Jednym z zasadniczych kryteriów wyboru klubów, w których grałam, byli trenerzy i partnerki w zespole, a na końcu pieniądze. Z Evergrande zdobyłam mistrzostwo, jestem ceniona, pracuję ze znakomitą trenerką, gram w silnej lidze, mam zaufanie do działaczy i – tak jak w Polsce, Włoszech i Turcji ¬ także w Chinach znalazłam wspaniałych przyjaciół. Jestem szczęściarą.

Rozmawiał
JANUSZ UZNAŃSKI
TVP WARSZAWA


Szczęściara
Oceń artykuł:
  • 1.68 z 5 gwiazdek
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Średnia ocena: 1.68
Artykuły mogą być komentowane tylko i wyłącznie przez zalogowanych użytkowników.
Jeżeli nie posiadasz konta w naszej Akademii - założ je już dziś.